poniedziałek, 31 października 2016

Krótka historia Lokiego

Loki.. nowy kot Z Elfiego Lasu

Początkowo miał wypełnić pustkę po stracie Nef, jednakże od razu prawie okazał się czymś o wiele więcej.
Niewiele wiemy o jego "korzeniach", wiemy, że do zaprzyjaźnionej fundacji wspierającej koty miejskie trafił razem z matką i dwiema siostrami, zgarnięty z którychś działek, podejrzewam że na warszawskim Grochowie. Poddano do standardowej procedurze weterynaryjnej, jak to z odłowionymi kociakami bywa a potem ustawił się w kolejce do znalezienia nowego domu.
Tu się pojawiamy my, czyli Człowieki I Koty.
Postanowiliśmy wypełnić powstałą pustkę, przynajmniej fizycznie, i w ramach poszukiwania czwartego kota do domu trafiliśmy na strony wspomnianej fundacji. Kotka, która spodobała nam się na stronie, okazała się nie lubić nadmiarowych kotów. I wtedy pojawił się ON, przyszedł sobie i wsadził swoje małe kocie jestestwo przyszłej pani na kolana, pod rękę z oczekiwaniem "Głaszcz".
Uderzenie słodyczy i już wiedzieliśmy że bierzemy tego w domyśle dziewięciotygodniowego kociaka a nie jakiegoś innego.
W domu zaczęły się podchody. Rubi nie życzyła sobie wiedzieć nowego kota ale ponieważ jest leniwa, przeszkadzała mu w aklimatyzacji dopiero wtedy, gdy się jej chciało tyłek z posłania ruszyć.
Dla Deneris nowy kot był czymś z jednej strony głęboko fascynującym a z drugiej niepokojącym. Przez pierwsze dni zakradała się do niego żeby dać mu w łeb ale ostrożnie.. lekko ;)
Maurycy.. cóż, po raz kolejny zadziałała masowa socjalizacja Maurycego. Pochodząc z domu pełnego kotów, najszybciej wyzbył się uprzedzeń i zaczął małego traktować jak jak każdego małego kota w naszej hodowli. 

Lokiś.. w nowym domu na (swoim) nowym drapaku.

Czy ten pyszczek może nie ujmować za serce?